Było to w lipcu 1956 roku. Dwie panny Ferfeckie zdecydowały się na zamążpójście. Stenia wybrała Józka Gańczarczyka, Lena – Leszka Sikorowskiego.
Według relacji Mamy w naszym małym miasteczku byłoby to zdaje się dość ekscytujące wydarzenie, więc postanowili wziąć ślub cicho i dyskretnie poza Skoczowem i na dodatek bez zbędnych wydatków, jakie by ich nie ominęły, gdyby zaślubiny odbyły się w Skoczowie. Nie cierpieli na nadmiar gotówki, nie mieli ochoty na kosztowne klasyczne weselisko, a poza tym zawsze mieli oryginalne pomysły.
Zapakowali swoje rzeczy, wsiedli… oczywiście – na motocykle
i pojechali do Zgonia, gdzie umówili się z zaprzyjaźnionym proboszczem (Tato pracował w Żorach oddalonych o 11 km od wioski), by wziąć ślub i zaraz wyruszyć w podróż poślubną na Mazury.Józek i Stenia byli świadkami Leny i Leszka i odwrotnie.
Po ceremonii spotkała ich miła niespodzianka – przygotowano dla zaskoczonych i już wyruszających w drogę nowożeńców wspaniałą ucztę weselną. Zdaje się, że podróż kontynuowali dopiero nazajutrz – nie znam szczegółów.
Dotarli na Mazury, zwiedzając przy okazji okolice (m.in. Malbork)
i tam spędzili swój „miesiąc miodowy”.
Ówczesne Mazury były naprawdę przepiękne, zaciszne, spokojne. Zresztą, wystarczy spojrzeć na zdjęcia.