Browse Category by W naszym domu
Aktualności, W naszym domu

Ślub moich Rodziców

5 września 2010

Było to w lipcu 1956 roku. Dwie panny Ferfeckie zdecydowały się na zamążpójście. Stenia wybrała Józka Gańczarczyka, Lena – Leszka Sikorowskiego.

Według relacji Mamy w naszym małym miasteczku byłoby to zdaje się dość ekscytujące wydarzenie, więc postanowili wziąć ślub cicho i dyskretnie poza Skoczowem i na dodatek bez zbędnych wydatków, jakie by ich nie ominęły, gdyby zaślubiny odbyły się w Skoczowie. Nie cierpieli na nadmiar gotówki, nie mieli ochoty na kosztowne klasyczne weselisko, a poza tym zawsze mieli oryginalne pomysły.

Zapakowali swoje rzeczy, wsiedli… oczywiście – na motocykle  

   czytaj dalej…

Aktualności, Hobby, W naszym domu

Świątecznie…

30 marca 2010

Wiosenne, ciepłe święta Wielkiejnocy były także ciepłe i rodzinne w naszym domu. Czyniło się wówczas większe niż zwykle porządki. Częściej warczała nasza stara pralka (AlbaCygnus? Na pewno nie Frania). Pachniało wiosną, było radośnie, złociście (forsycje, żonkile, frezje, tulipany…, a dla taty specjalnie hiacynty, choć nie złociste :)) i chciało się żyć (mimo że w naszym domu nie było zwyczaju zajączkowych prezentów 🙂 ). czytaj dalej…

W naszym domu

Metody wychowawcze

18 lutego 2010

Nie wiem, jak Tato to robił – w każdym razie – bardzo umiejętnie i dyskretnie, nim nastolatka zdążyła się „najeżyć” i sprzeciwić – próbował rozwijać moje horyzonty. W innym wpisie już wspomniałam, że nie wiem, jak i kiedy polubiłam muzykę klasyczną i – choć nigdy nie poznałam jej w stopniu zadowalającym – jednak lubię jej słuchać.

W naszym domu panował taki zwyczaj, że gdy domownicy wracali ze swoich zajęć, słyszeli z ust Taty:  „Koza*, opowiadaj!” czy „Elenai*, opowiadaj!”.  I zawsze się znajdowało czas na rozmowy o minionych chwilach. To nie było zdawkowe, kurtuazyjne  „Co słychać?”. To było szczere zainteresowanie, a w stosunku do mnie – powiedziałabym nawet – działanie celowe, nieco podstępne 😉

Otóż – zdawałam wtedy relację nie tylko na temat szkolnych koleżanek czy przerw międzylekcyjnych, ale także z tego, czego się w szkole uczyliśmy. Nie sądzę, żeby Tato aż tak był zainteresowany, np. dopływami Wisły, ale słuchał cierpliwie, zadawał pytania. I tym sposobem ja układałam sobie zdobyte informacje, utrwalałam je, a na dodatek uczyłam się mówić – jak najpłynniej („eee…”,”ten…”, „taki…” – były delikatnie eliminowane z moich wypowiedzi). To, że teraz moje Dzieci starają się mówić „w punktach”, ma chyba właśnie korzenie w tamtych czasach. Poukładaj sobie w myśli, co chcesz powiedzieć i dopiero mów – tego nauczył mnie Tato. (Z realizacją różnie bywa 🙂 )

Szkolne wypracowania wcale nie były dla mnie proste, często miałam pustkę w głowie, brakowało mi słów. I zdarzało się, że Tato podrzucał mi jakąś opowieść na podany temat- inaczej mówiąc podsuwał mi ustne wypracowanie.

Początkowo w dużym stopniu wzorowałam się na jego wypowiedziach, później jednak – sama nie wiem kiedy – pisanie stało się prostsze i już nie zawracałam Tacie głowy. Teraz – jako nauczycielka j. polskiego – sprzeciwiam  się wprawdzie wypracowaniom pisanym przez mamusie czy tatusiów, ale doskonale wiem, z własnego doświadczenia, że odpowiednio podsuwane sformułowania i pomysły mogą przynieść całkiem przyzwoite efekty (powiem tak troszkę nieskromnie 🙂 )

Na zakończenie tego odcinka zdjęcie z edukacyjnego spaceru po wystawie zorganizowanej  z okazji Dni Skoczowa

Foto: Tadeusz Kopoczek

cdn.

* „Koza” to o mnie 🙂
* Tak to z Heleny Mama stała się Leną, a nawet  „Elenai” – tak się Tacie – jak mawiał – z Malczewskim („Śmierć Ellenai”) jakoś skojarzyło. Nie sądzę, żeby się zaczytywał w Słowackim z własnej i nieprzymuszonej woli. Ówczesne systemy kształcenia bywały o wiele bardziej wymagające, a poza tym nauczycielem Taty był i Gustaw Morcinek, i Julian Przyboś, więc może jednak „Anhelli” stał się przyczyną? (Wiem z grubsza, o co chodzi, ale  nie czytałam, od razu się przyznaję.)
W naszym domu

Minęły właśnie święta Bożego Narodzenia

23 stycznia 2010

Co rok nasuwają mi się wspomnienia z dzieciństwa. Mama krzątająca się w kuchni i szykująca wspaniałości kulinarne – była w tym świetna, choć zawsze umniejszała swoje talenty. Tato, który pakuje  „bagaże” – tak nazywałam prezenty, a ja próbuję podglądnąć przez szparę w drzwiach.  czytaj dalej…