Aktualności, Hobby, W naszym domu

Świątecznie…

30 marca 2010

Wiosenne, ciepłe święta Wielkiejnocy były także ciepłe i rodzinne w naszym domu. Czyniło się wówczas większe niż zwykle porządki. Częściej warczała nasza stara pralka (AlbaCygnus? Na pewno nie Frania). Pachniało wiosną, było radośnie, złociście (forsycje, żonkile, frezje, tulipany…, a dla taty specjalnie hiacynty, choć nie złociste :)) i chciało się żyć (mimo że w naszym domu nie było zwyczaju zajączkowych prezentów 🙂 ). czytaj dalej…

Lena Sikorowska, Praca

Moja Mama w pracy

17 marca 2010

Wiele osób pamięta moją Mamę z tzw. „Wudetu”, czyli Wiejskiego Domu Towarowego (WDT) w Skoczowie  należącego do GS* , a także ze sklepu odzieżowego WPHW* („Dom Mody”? nie mogę sobie przypomnieć nazwy) na rogu Cieszyńskiej i Kościelnej.

Co było wcześniej? Ze starych legitymacji i rożnych dokumentów dowiedziałam się, że od 1946 roku Mama pracowała w Bielskich Zakładach Poligraficznych.

czytaj dalej…

Aktualności, Leszek Sikorowski, Praca

Na budowie, czyli o pracy mojego Taty

14 marca 2010

Najlepiej pamiętam i najdokładniej udokumentowana została ostatnia praca Taty (od 1969r) – w Zarządzie Inwestycji Dzielnicy Leczniczo-Wczasowej (później – w 1971 – zmieniono na „Leczniczo-Rehabilitacyjnej”) w Ustroniu-Zawodziu.  Oprócz „normalnej” pracy budowlańca Tato przygotowywał także dokumentację fotograficzną całego przedsięwzięcia – stąd dużo różnych fotografii, które zamieszczam w galerii.

Tu tylko dwa zdjęcia –

Takiego Tatę i Jego pracę w Ustroniu pamiętam bardzo dobrze 🙂

Hobby, Leszek Sikorowski

Mały szkic na temat zainteresowań Taty

21 lutego 2010

Najważniejszą pasją Taty było oczywiście harcerstwo, więc poświęcę mu osobny rozdział tej strony. Równie ważna dla Taty była historia, archeologia, a że swoje życie związał ze Skoczowem, zatem więcej na ten temat znajdzie się w części Skoczów, historia. W obu tych rozdziałach liczę na pomoc Przyjaciół Taty :). Trudno mi bowiem, to wszystko poukładać, jako że byłam wtedy zbyt smarkata lub zbyt „zielono” miałam w głowie, powiem używając eufemizmu.

Próbuję zebrać wszystko, co wiem na temat zainteresowań Taty,  zapiszę zatem na razie tylko w punktach, o czym powinnam tu opowiedzieć:

czytaj dalej…

Tato w oczach Przyjaciół

Tadeusz Kopoczek: MÓJ PRZYJACIEL LESZEK

19 lutego 2010

TADEUSZ KOPOCZEK

MÓJ PRZYJACIEL LESZEK

Poznaliśmy się w kwietniu 1957 roku na zbiórce „Podhalanki”. Zaproponował:

– Druhu, pożyczcie mi drużynę. Na sobotę i niedzielę…

Po kilku tygodniach nasza znajomość przerodziła się w męską, dojrzałą przyjaźń. Zbędne były deklaracje i banalne zapewnienia. Mogliśmy na siebie liczyć w każdej sytuacji, nigdy nie doznając zawodu. Takie jest moje zdanie i jestem pewien, że takiego samego  byłby także Leszek.

czytaj dalej…

Aktualności, Tato w oczach Przyjaciół

Przyjaciele o Leszku

19 lutego 2010

Dzięki uprzejmości prawdziwego PRZYJACIELA Taty – Druha TADEUSZA KOPOCZKA – mogę opublikować tu artykuł, który pojawił się w najnowszym – XV Kalendarzu Miłośników Skoczowa 2010 (Towarzystwo Miłośników Skoczowa 2010).

Kiedy słucham wspomnień Druha Tadeusza, mogę pozazdrościć mojemu Ojcu tej pięknej PRZYJAŹNI.

Dziękuję Druhowi Tadeuszowi za wszystkie ciepłe słowa o moim Tacie.

Jestem wdzięczna za wsparcie, którego udzielił mojej Mamie i mnie, kiedy Taty zabrakło. Także za to, że ZAWSZE mogłam i mogę liczyć na pomoc i radę.

Dziękuję za każdą chwilę rozmowy, a teraz głównie za cierpliwość (wiem, jaką jestem gadułą) i poparcie mojego pomysłu pt. „Rodzinnie”.

I proszę o… jeszcze 🙂

Bogna

W naszym domu

Metody wychowawcze

18 lutego 2010

Nie wiem, jak Tato to robił – w każdym razie – bardzo umiejętnie i dyskretnie, nim nastolatka zdążyła się „najeżyć” i sprzeciwić – próbował rozwijać moje horyzonty. W innym wpisie już wspomniałam, że nie wiem, jak i kiedy polubiłam muzykę klasyczną i – choć nigdy nie poznałam jej w stopniu zadowalającym – jednak lubię jej słuchać.

W naszym domu panował taki zwyczaj, że gdy domownicy wracali ze swoich zajęć, słyszeli z ust Taty:  „Koza*, opowiadaj!” czy „Elenai*, opowiadaj!”.  I zawsze się znajdowało czas na rozmowy o minionych chwilach. To nie było zdawkowe, kurtuazyjne  „Co słychać?”. To było szczere zainteresowanie, a w stosunku do mnie – powiedziałabym nawet – działanie celowe, nieco podstępne 😉

Otóż – zdawałam wtedy relację nie tylko na temat szkolnych koleżanek czy przerw międzylekcyjnych, ale także z tego, czego się w szkole uczyliśmy. Nie sądzę, żeby Tato aż tak był zainteresowany, np. dopływami Wisły, ale słuchał cierpliwie, zadawał pytania. I tym sposobem ja układałam sobie zdobyte informacje, utrwalałam je, a na dodatek uczyłam się mówić – jak najpłynniej („eee…”,”ten…”, „taki…” – były delikatnie eliminowane z moich wypowiedzi). To, że teraz moje Dzieci starają się mówić „w punktach”, ma chyba właśnie korzenie w tamtych czasach. Poukładaj sobie w myśli, co chcesz powiedzieć i dopiero mów – tego nauczył mnie Tato. (Z realizacją różnie bywa 🙂 )

Szkolne wypracowania wcale nie były dla mnie proste, często miałam pustkę w głowie, brakowało mi słów. I zdarzało się, że Tato podrzucał mi jakąś opowieść na podany temat- inaczej mówiąc podsuwał mi ustne wypracowanie.

Początkowo w dużym stopniu wzorowałam się na jego wypowiedziach, później jednak – sama nie wiem kiedy – pisanie stało się prostsze i już nie zawracałam Tacie głowy. Teraz – jako nauczycielka j. polskiego – sprzeciwiam  się wprawdzie wypracowaniom pisanym przez mamusie czy tatusiów, ale doskonale wiem, z własnego doświadczenia, że odpowiednio podsuwane sformułowania i pomysły mogą przynieść całkiem przyzwoite efekty (powiem tak troszkę nieskromnie 🙂 )

Na zakończenie tego odcinka zdjęcie z edukacyjnego spaceru po wystawie zorganizowanej  z okazji Dni Skoczowa

Foto: Tadeusz Kopoczek

cdn.

* „Koza” to o mnie 🙂
* Tak to z Heleny Mama stała się Leną, a nawet  „Elenai” – tak się Tacie – jak mawiał – z Malczewskim („Śmierć Ellenai”) jakoś skojarzyło. Nie sądzę, żeby się zaczytywał w Słowackim z własnej i nieprzymuszonej woli. Ówczesne systemy kształcenia bywały o wiele bardziej wymagające, a poza tym nauczycielem Taty był i Gustaw Morcinek, i Julian Przyboś, więc może jednak „Anhelli” stał się przyczyną? (Wiem z grubsza, o co chodzi, ale  nie czytałam, od razu się przyznaję.)